piątek, 20 czerwca 2014

Katowice inaczej

Katowice - szara, brudna, wiecznie rozkopana masa, "(...) jak gdyby w tym tandetnym, w pośpiechu wyrosłym mieście nie można było sobie pozwolić na luksus kolorów. (...). Pseudoamerykanizm, zaszczepiony na starym, zmurszałym gruncie miasta, wystrzelił tu bujną, lecz pustą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności" (B. Schulz, Ulica Krokodyli). Takie we mnie budzi skojarzenia to miasto, ale okazuje się, że czasem pokazuje się z innej strony. I to wcale nie jakieś obrzeża, a okolice centrum ;)


Zagłębiając się w labirynt szarych, martwych ulic, można trafić na bujną, zdziczałą, kipiącą zielenią i tętniącą tlenem oazę.

"...gdzie spokój, harmonia i natury zew,
gdzie słychać szum drzew i ptaków śpiew..."



Jak na ironię ta tętniąca życiem oaza to cmentarz. Powstał w 1868 roku na trzech morgach pola, kupionych przez gminę wyznaniową za 480 talarów. 


Lekarz powiatowy, dr Heer, który miał zatwierdzić budowę nekropolii oświadczył: "Nie przewiduje się rozszerzenia miasta w kierunku projektowanego miejsca pochówku; jest ono odgrodzone od miasta torami kolei górnośląskiej, prowadzącymi do Mysłowic". Zdanie to nie przetrwało próby czasu. Obecnie cmentarz otoczony jest szarą miejską masą.


Pomimo albo raczej dzięki temu, że to cmentarz, to miejsce, te trzy morgi pola, oparły się pochłaniającej wszystko na swej drodze, rozrastającej się szarej tkance miasta.


 Oaza Śmierci stała się Oazą Życia. Śmierć nie jest końcem, to nowy początek.


Niestety destrukcyjne miasto zaczyna się tu wdzierać.
 
 
 
Martwe ulice żywych czy żywe ścieżki umarłych?